Witam wszystkich serdecznie. Jestem tu nowy ,więc proszę o wyrozumiałość. Trochę chaotycznie się rozpiszę. Zawsze miałem bujną grzywę. Nosiłem ją bo moja głowa sprawia wrażenie małej ,przez co z krótkimi włosami wyglądałem dosyć komicznie (jestem wysoki) , poza tym była to podstawa mojego "imażu" . Małe zakola i lekkie przerzedzenie zauważyłem gdy miałem 19 lat w listopadzie/grudniu 2014 roku,czyli niecałe 2 lata temu. Pomyślałem wtedy ,że to jakaś choroba włosów ,więc zadzwoniłem do ukochanej mamy ,która zawsze coś potrafiła doradzić. Opisałem swój problem i spytałem co brać aby wrócić do zdrowia ,lecz zamiast porady otrzymałem straszny wyrok - łysieję i będę łysy bo ojciec jest łysy i że nic się nie poradzi bo każdy facet tak ma. Wtedy moje zaniepokojenie przerodziło się w paniczny strach i dopytywałem matki - że jak to ? tak po prostu? Przecież codziennie chodzę po ulicy i nie zauważyłem ,aby ktoś w moim wieku miał podobny problem. Jedyni łysi z którymi miałem kontakt to od czasu do czasu jakiś menel ,albo profesor 60+ lat z uczelni. No i oczywiście mój ojciec, który odkąd pamiętam był łysy z nieznanych mi wtedy przyczyn. Matka powiedziała mi, że mogę iść do dermatologa ,bo niby można to spowolnić i żebym zadzwonił do ojca i spytał go o szczegóły. Ojciec powiedział mi ,że w niecały rok wyłysiał bodajże w wieku 20 lat, wyśmiał moje przerażenie dodając że jestem idiotą, że on nigdy nie dbał o włosy, bo ich nie potrzebował, że ja też będę łysy bo to genetyczne i żebym nie histeryzował tylko się uczył bo po co mi to. On, nigdy mnie nie lubił ,ale tym wyrokiem jeszcze bardziej mnie dobił. Od tamtego dnia ciągle przewija mi się wizja swojej łysej głowy i jak groteskowo będę wyglądał już za rok. Nie mogłem się z tym pogodzić i pierwsze co zrobiłem to poszedłem do dermatologa. Już na pierwszej wizycie gdy powiedziałem o sytuacji ojca ,babka powiedziała mi ,że skończę jak on ,bo to genetyczne itp ,ale może mi zapisać coś co może trochę spowolnić proces. I tak zaczęło się moje regularne chodzenie do dermatologa ,a z czasem do wielu włączając różnych specjalistów od włosów ,trychologów i cudotwórców. Każda wizyta kończyła się tak samo -dostawałem jakiś szampon , tabletki i jakieś witaminy + tekst "przyjdź pan za 2 miesiące zobaczymy czy to coś zmieni" , tylko niektórzy cudotwórcy i trycholodzy chcieli hajs za konsultację ,którego nie podliczę bo nie lubię liczyć ile wywaliłem w błoto. Sytuacja się pogarszała,bo prócz wypadania doszło łojotokowe zapalenie skóry głowy. Nie podam wszystkich leków ,bo ich niestety nie pamiętam ,ale mniej więcej od początku tak : szampon oliprox, klorane ,nizoral, bioxsine przeciwłupieżowy , seboradin + od nizoralu duży cynk ,potem jeszcze biotebal i jeszcze jedne tabletki stymulujące porost ale nie pamiętam nazwy wybaczcie. Potem od cudotwórców i trychologów jakieś grzebienie laserowe , nakłuwanie czymś głowy , masaże poprawiające krążenie ,wcieranie w głowę jakiegoś olejku i w końcu loxon. Jakie skutki ? Oliprox , klorane zrobiły mi spalone siano z włosów ,które zaczęły wypadać w większej ilości , nizoral złagodził na jakiś czas zapalenie łojotokowe ,ale zaserwował takie swędzenie ,że część włosów wyrwałem , bioxsine używałem najdłużej , głowa nie swędziała i łojotok zaniknął ale po pewnym czasie wrócił (słabiej ale jednak). Magiczne cuda od speców odpuściłem ,bo doczytałem że to strata kasy ,prócz loxonu ,który miał dosyć dobre opinie (albo ich sporą część). Loxon 2% nic nie dał - spowodował swędzenie i nadmierne wypadanie jak nizoral ,więc po kilku miesiącach namiętnego wcierania odłożyłem zrezygnowany. Wtedy pozostała mi tylko jedna znana opcja ,akt totalnej desperacji - przeszczep włosów albo uzupełnianie ubytków w pewnej klinice aka perukarnia. Byłem blisko wybrania się na konsultację i to w te wakacje ,byle tylko zakryć ubytki poświęcając oszczędności ,ale trafiłem na to forum. Nie wiem jak to możliwe ,że dopiero teraz skoro prawie dwa lata kopałem w czeluściach internetu szukając sensownych porad ,a trafiałem tylko na naciągaczy ,oszustów i hieny chcące zarobić na moim nieszczęściu. Przeczytałem tutaj całkiem sporo i postanowiłem na nowo rozpocząć walkę, bo z włosami tragedii nie ma - ogrom wypadł ale najwyraźniej szybko odrosły. Myślałem ,że jestem skazany na porażkę, bo genetyka itp , ale od pewnego czasu zauważam inną możliwą przyczynę moich problemów. Upatruję ją w gwałtownej zmianie trybu życia ,która nastąpiła po moim wyjeździe na studia. W tamtym okresie moje życie stało się o wiele bardziej nerwowe niż zazwyczaj i doszło mi wiele stresu . Ze sportowego trybu życia przerzuciłem się na siedzący ,a z solidnej diety treningowej - pięć posiłków dziennie pozostały mi dwa z czego spora część była fast foodami. W 3 miesiące wymarniałem, schudłem prawie 15 kg i zacząłem czuć się jak zwłoki. Jakiś czas temu wróciłem do sportu , zdrowego ,częstszego żarcia i staram się nie stresować , przez co zauważyłem poprawę stanu włosów. Zwykle sianowate/tłuste ,żałośnie odsłaniające ubytki i wypadające przy każdej okazji , teraz nabrały po części dawnej objętości. Wypada jak mówiłem mniej ,ale nadal pozostały zakola ,przerzedzenie na czubku głowy ,przez co nie mogę odzyskać dawnej fryzury no i przede wszystkim jednak widać ,że trochę ich ubyło jeśli chodzi o tą objętość.Aktualnie codziennie myję głowę szamponem babydream + w weekendy nizoral/bioxsine ,aby łupież załagodzić. Nie wiem co dodać do swojej terapii ,więc tutaj pytanie do Was (każdego kto zdołał przeczytać tą dramatyczną historię ) Co byście polecili ? Proszę o jakieś rady i wskazówki. Aby jakoś określić moją sytuację ,załączam zdjęcia chronologicznie ,jednak nie są one najlepszej jakości ,bo nie mam zbytnio czym robić zdjęć ,a mój telefon pamięta bitwę pod grunwaldem . Pozdrawiam.